Poznaj naszą historię
Kompleksową organizacją ślubów i wesel polskich oraz międzynarodowych zajmujemy się od 2007 roku. Mamy za sobą ogromne doświadczenie w tej dziedzinie. Należymy do Polskiego Stowarzyszenia Konsultantów Ślubnych, które przyznało nam elitarny tytuł Członka Zasłużonego. Założyłyśmy Akademię, w której wyszkoliłyśmy najlepsze wedding plannerki obecnie działające w Polsce.
Cenimy trend określany mianem „quiet luxury”, chociaż w organizowanych przez nas weselach zdarza się odrobina ekstrawagancji.
Prywatnie od wielu lat się przyjaźnimy. Jesteśmy żonami i mamami, dzieląc czas pomiędzy pracę i rodzinę. Mimo tego, że mamy odmienne charaktery, jesteśmy zgodne, a wobec siebie komplementarne.
Kamila Kenig & Anna Piwońska
Perfect Day. Początek historii.
Wywiad z Kamilą Kenig i Anną Piwońską
Anna Piwońska: Po urodzeniu naszych dzieci groził nam powrót do korporacji. Kamila przyszła do mnie z propozycją, żebyśmy założyły agencję ślubną, która będzie kompleksowo zajmowała się organizacją ślubów. Ten pomysł wydawał mi się zupełnie nierealny, ale później przemyślałam sobie to wszystko i stwierdziłam, że to może się udać. Dość szybko zaczęłyśmy plan wcielać w życie, startując z pisaniem strony internetowej. Zajmowało nam to niesamowicie dużo czasu, bo w Polsce było bardzo mało materiałów na ten temat.
Skąd ten pomysł?
Kamila Kenig: Faktycznie, nie było tak, że któregoś dnia się obudziłam i pomyślałam, że zostanę wedding plannerką. Wcześniej pracowałam w Hotelu Sheraton w dziale sprzedaży bankietów i z ramienia hotelu zajmowaliśmy się cateringiem dla Młodej Pary, która organizowała swój ślub na Zamku w Malborku. Tym weselem opiekowała się agencja zagraniczna. Wtedy pierwszy raz usłyszałam o agencji wedding plannerskiej. Sama idea wydała mi się tak świetna, że pomyślałam, że może przyjdzie taki moment, kiedy sama będę mogła się tym zająć. No i ten moment przyszedł bardzo dawno temu, kiedy zarówno ja jak i Ania byłyśmy w ciąży i naturalnym było wyłączenie się na jakiś czas z korporacji. Wtedy idea założenia własnej agencji weddingowej zaczęła kiełkować, a nawet nabierać kolorytu.
Początki pracy z klientem…
Anna: Miałyśmy trochę szczęścia, ale włożyłyśmy też mnóstwo pracy. Po otwarciu agencji i założeniu strony internetowej, nie miałyśmy dużego problemu ze znalezieniem klientów. Było sporo chętnych. Ale nasze pierwsze rozmowy z młodymi parami wielokrotnie kończyły się fiaskiem. Nie miałyśmy doświadczenia, nie miałyśmy skąd czerpać wiedzy. Wtedy też nie było szkoleń, których dziś jest bez liku. Wszystkiego uczyłyśmy się same i na własnych błędach. Mimo to, po każdym takim spotkaniu siadałyśmy, spisywałyśmy nasze uwagi i wyciągałyśmy wnioski. Taką metodą samodoskonalenia się, doszłyśmy do momentu, kiedy udało nam się znaleźć klienta, który podpisał z nami umowę. I tego klienta pamiętamy bardzo dobrze, a kontakt z nim utrzymujemy do dzisiaj.
Kamila: Ten czas był bardzo trudny. W Polsce niewiele było takich agencji jak nasza. To, co było najtrudniejsze, to świadomość klienta, która była znikoma. Zaskoczeniem dla nas było to, że tak szybko zaczęli się do nas zgłaszać chętni, ale zauważałyśmy, że ten klient nie do końca rozumie, z czym wiąże się nasz zawód. Bardzo często naszą pracę widziano jako kompleksową, czyli w cenę naszych usług wpisywano na przykład koszt kwiatów. Zbudowanie tej świadomości, czym zajmuje się wedding planner, to była żmudna praca wszystkich konsultantów ślubnych. Bo tego klienta naprawdę nie trzeba mocno szukać, ale dużo łatwiej jest też przekonać go do swoich usług, bo dziś jest dużo bardziej świadomy.
Nasza pierwsza rozmowa z klientem…
Kamila: Może warto zacząć od tego, że nam się wydawało, że my naprawdę nieco wiemy, bo przecież na swoim koncie miałyśmy już organizację własnych ślubów. Faktycznie, te pierwsze rozmowy były totalną klapą. Na pierwszym spotkaniu było nam tak potwornie głupio, że najchętniej byśmy po prostu wyszły lub schowały się pod stół.
Anna: Pamiętam, że padło pytanie o organizację ślubu cywilnego w plenerze. 17 lat temu to wcale nie było takie proste. My, niedoświadczone, zaczęłyśmy kluczyć, coś opowiadać, tworzyć jakąś niestworzoną historię. Sama się dziwię, że ten klient doczekał do końca naszego spotkania. Oczywiście nas nie zatrudnił i słusznie, bo po tej rozmowie sama bym nas nie zatrudniła. To było dla nas bardzo przejmujące przeżycie.
Kamila: Dlaczego przejmujące? Ponieważ, ono nam ujawniło nasze braki i niewiedzę! I po takich kilku spotkaniach, kiedy dowiedziałyśmy się, co dla klienta jest ważne, jakie ma priorytety, odbyłyśmy spotkanie, które zaowocowało podpisaniem umowy. Ta pierwsza para, która zdecydowała się na nasze kompleksowe usługi, była parą polsko-holenderską. To byli ludzie, którzy marzyli o weselu na Mazurach. A, że nasi mężowie pochodzą z Mazur, to miałyśmy też większą świadomość, o czym mówimy i oczywiście roztaczałyśmy wizję. Udało nam się ich przekonać. Oni już chyba na tym pierwszym spotkaniu powiedzieli, że są zdecydowani na naszą agencję i chcą podpisać z nami umowę.
Anna: Co dla nas było ogromnym szokiem. Ciśnienie: 200.
Kamila: To była dla nas taka prawdziwa szkoła. Właściwie my się na nich uczyłyśmy, jak wedding planner powinien się zachowywać. I teraz już nie było teorii, ale musiałyśmy działać praktycznie. Przed każdym spotkaniem wysyłałyśmy smsa z przypomnieniem klientowi. Nasza klientka była zaskoczona, że nie tylko my ją umawiamy na te spotkania, ale jeszcze jej o nich przypominamy. Dzisiaj to już codzienność i norma, ale te 17 lat temu to była bardzo mozolna praca. Dbałyśmy o tego naszego klienta, dmuchałyśmy, chuchałyśmy. Z perspektywy czasu cieszę się, że na początku mogłybyśmy skupić się na jednej Parze Młodej. Dzięki temu przekonałyśmy się, jak idealnie się nią zająć.
Anna: A pamiętasz, jak Panna Młoda zamarzyła sobie melona galia? Same jeździłyśmy po okolicznych bazarkach. A dekoracje kosztowały w sumie 3500zł.
Kamila: Niemożliwe! (śmiech)
Anna: Tak było. Pamiętam, że robiła je lokalna florystka.
Kamila: Oj tak… Panna Młoda, była też niesamowitą perfekcjonistką. I to też było bardzo fajne, bo jej duże oczekiwania od razu wyrobiły w nas dobre nawyki do współpracy z klientem.
Anna: To też było bardzo udane wesele z poprawinami. Goście z Holandii były zachwyceni.
Kamila: Tak! Ale byli też oczarowani polską gościnnością. Panna Młoda opowiadała nam później, że fama tego wesela ciągnęła się przez kilka lat. I nie zabrakło tam tradycyjnych elementów: był prosiak z kaszą gryczaną, poprawiny pod wiatą z Djem. Z jednej strony było elegancko, z drugiej nieco przaśnie. No i robiłyśmy rzeczy, których dzisiaj już nie robimy. Jeździłyśmy do pobliskiej hurtowni w Kętrzynie, żeby przywieźć dwa kegi piwa. Później się okazało, że nie pasowały do nalewaka, więc z powrotem jechałyśmy do tej hurtowni, żeby kegi wymienić. Przy tych dzisiejszych weselach wiemy, że nie dałybyśmy rady same jeździć i dźwigać trzydziestokilogramowych beczek. I to nie jest kwestia chęci, ale najzwyczajniej braku czasu. Ale przy tym naszym pierwszym weselu też nie było żadnych wpadek…
Anna: Nie? (śmiech)
Kamila: Nie, poza gołębiami, które uciekły nam pod kościołem i już nie było, co wypuszczać. (śmiech)
Anna: Tak. To były czasy, kiedy gołębie były szalenie modne. I one – te gołębie – sobie siedziały wygodnie w samochodzie, bo przecież nie przyszło nam do głowy, żeby zamówić firmę od puszczania gołębi
Kamila: Umówmy się, wtedy nawet nie było wielu firm od puszczania gołębi na weselach. Trzeba było na tych dzikich Mazurach szukać gołębiarza z gołębiami pocztowymi, które potrafią wracać. Znalazłyśmy takiego Pana, który nam te gołębie wypożyczył. Dał nam je w pudełku po butach. Udekorowałyśmy je ładnie i wyobrażałyśmy sobie, że w momencie wyjścia Pary Młodej z kościoła podamy to pudełeczko, Młodzi je otworzą, a gołębie wyfruną. Nie przewidziałyśmy tylko, że gołębie same sobie otworzą wieczko i wyfruną w nieodpowiednim momencie.
Długa droga od pierwszego wesela do dzisiejszych ekskluzywnych uroczystości..
Anna: Wszystko to przebiegało organicznie. Z każdym rokiem uczyłyśmy się nowych rzeczy i nabierałyśmy nowych doświadczeń. Przełomem było wesele, które organizowałyśmy na wyspie pod namiotem na prywatnej posesji. Para Młoda postanowiła, że wesele będzie w ich posiadłości.
Kamila: To było dla nas ogromne wyzwanie. Wcześniej nie robiłyśmy wesel, na których nie było zupełnie żadnego zaplecza i wszystko trzeba było zamówić z zewnątrz.
Anna: Odbyłyśmy wiele spotkań z Parą Młodą, z podwykonawcami, żeby wszystko przygotować tak, jak być powinno. Podczas tego wesela był też bardzo bogaty program artystyczny. Dzięki temu przyjęciu przeskoczyłyśmy pewien próg, dzięki któremu zdałyśmy sobie sprawę, że możemy robić dużo bardziej skomplikowane projekty. I faktycznie, po tej realizacji zaczęło się pojawiać coraz więcej trudniejszych przyjęć. Ostatnio nawet organizowałyśmy wesele ze ślubem ekumenicznym nad morzem, gdzie Para Młoda i jej rodzina postawiła przed nami ogromne wymagania. Przede wszystkim musiałyśmy połączyć ślub w obrządku żydowskim z katolickim. Merytorycznie musiałyśmy się bardzo przygotować. To było duże wesele. Później logistyka, bo każdy z trzech dni był w innym miejscu. Goście z różnych kontynentów, więc i program w różnych językach. Naprawdę to było dla nas duże wyzwanie i kosztowało nas bardzo dużo pracy. Pamiętam, że nie spałyśmy wtedy ponad 36 godzin. To już jest taki poziom zmęczenia, kiedy człowiek zaczyna bredzić. Ja przynajmniej tak miałam (śmiech). Ale się udało i znów przeskoczyłyśmy na kolejny poziom organizacji ślubów i wesel.
Zmiana podejścia do usług Perfect Day…
Anna: Dzisiaj nie chcemy robić 30 wesel w jednym sezonie, ale lubimy naprawdę skomplikowane projekty. I bez fałszywej skromności, możemy powiedzieć, że dziś z łatwością zorganizujemy nawet najbardziej skomplikowany projekt ślubny, bo wiemy, że jesteśmy w stanie sprostać nawet najbardziej odjechanym pomysłom Par Młodych.
Kamila: Myślę, że jeśli ma się przed sobą skomplikowany projekt, to albo człowiek się poddaje, albo ostatkiem sił i tchu, ale daje radę. Jednak dać radę, to dla mnie znaczy dać z siebie wszystko i poświęcić się w pełni, a dzięki temu można naprawdę piąć się do góry. Wydaje mi się jednak, że w naszym rozwoju jest bardzo duży pierwiastek osobisty. My nie pompujemy sztucznie tego, co proponujemy klientom. Na co dzień, żadna z nas nie chodzi w glanach, a tylko na wesela zakładamy szpilki i organizujemy ekskluzywne przyjęcia. Lubimy w życiu wszystko dopracować w najdrobniejszych szczegółach. Ważne jest jednak to, że luksus nie musi ociekać złotem, bo najbardziej cenimy sobie styl określany mianem „quiet luxury…
Czym jest luksus…
Kamila: Dla nas luksus to dopracowanie i przemyślenie wszystkiego w najmniejszym detalu. My to po prostu lubimy. Inną sprawą jest też to, że w branży pojawiają się coraz młodsze osoby, które chcą się zajmować organizacją wesel. Gdybyśmy nie podejmowały się coraz to nowych projektów, to albo byśmy osiadły na laurach, albo musiałybyśmy zrezygnować z tego zawodu, bo nie dawałby nam satysfakcji. Tak chyba jest w każdym zawodzie – im dalej w las, tym więcej drzew. Nas to nakręca do działania.
Anna: Kiedyś nawet między sobą rozmawiałyśmy, że właściwie nie znany jest nam inny zawód, który w tak wielu dziedzinach wymagałby rozwoju osobistego. My musimy się znać na gastronomii, na sztuce, trendach i na fizyce. Miałyśmy już wesele z motywem przewodnim Igora Strawińskiego Wesele, gdzie występowali tancerze baletowi z Teatru Wielkiego, a dekoracje były robione w stylu Marca Chagalla. Takie tematy wymagają naprawdę wszechstronnego i szybkiego rozwoju własnego. Musimy się poznać na wielu dziedzinach, nawet powinnyśmy dobrze znać matematykę. Matematyka jest królową wszystkich nauk, a w naszym zawodzie to się naprawdę sprawdza.
Kamila: Zdarzało nam się wyliczać z Cotangensa na jakiej wysokości możemy powiesić kratę w namiocie, tak, by dowiedzieć się, w którym momencie może stykać się krata z sufitem. To są rzeczy, które można robić metodą prób i błędów, ale…
Anna: …. Lepiej usiąść i policzyć, żeby ułatwić sobie pracę.
Kamila: No i żeby nie uczyć się na kliencie. Choć z drugiej strony nie ma wesela, na którym byśmy się czegoś nowego nie nauczyły.
Poszerzanie wiedzy… nowości na temat branży ślubnej…
Kamila: Wedding planner musi być trendsetterem. Staramy się nie inspirować artykułami ślubnymi, tylko naszym życiem i zainteresowaniami. Jeśli ktoś faktycznie interesuje się sztuką, będzie mu dużo łatwiej budować ciekawe przyjęcia, bo sztuka sama w sobie jest bardzo rozwijająca. A z drugiej strony w tym zawodzie fascynujące jest to, jak wiele osób może próbować wykonywać ten zawód właśnie przez swoje różne zainteresowania. Nie ma dziedziny, której tutaj by się nie wykorzystało.
Anna: Oj tak… język polski (trzeba dużo pisać z wykorzystywaniem różnego słownictwa), języki obce, plastyka – nierzadko rysujemy naszą wizję pewnych projektów z lepszym lub gorszym skutkiem…
Kamila: … u mnie zdecydowanie z gorszym. (śmiech)
Anna: Ale czasem trzeba przedstawić podwykonawcom rysunek, który ułatwi im pracę i wizualizację danego zadania. Tu trzeba być na pewno bardzo kreatywnym, ale też skrupulatnym. Mieć wyczucie stylu i smaku, ale często znać również etykietę, bo klient naprawdę bywa różny. To konieczność stałego rozwoju, a przez to praca jest naprawdę bardzo ciekawa.
Pomysł stworzenia Akademii Perfect Day…
Kamila: Ten pomysł pojawił się, kiedy miałyśmy na swoim koncie wiele naprawdę skomplikowanych projektów. Miałyśmy wiedzę podyktowaną praktyką i wiedziałyśmy, że możemy coś dobrego przekazać tym młodym osobom. Doskonale pamiętamy, jak my zaczynałyśmy i zależy nam na tym, żeby ta branża się profesjonalizowała. Źle wpływają na opinię o naszym zawodzie sytuacje, kiedy klienci na swojej drodze napotykają wedding plannerów bez jakiegokolwiek doświadczenia i wiedzy. To się na nas odbija rykoszetem. Choć ta branża ciągle się rozwija, to w porównaniu do krajów zachodnich, nas jest naprawdę niewielu. W związku z tym ta zła fama roznosi się bardzo szybko. Bardzo chcemy, żeby dzięki naszym szkoleniom wszyscy Ci, którzy chcą wejść do zawodu, dostali odpowiednią wiedzę na start.
Anna: Nasze szkolenia też ewoluowały i ciągle wprowadzamy zmiany do programu. Stwierdziłyśmy, że jeśli ktoś się decyduje na nasze szkolenie, to my musimy przekazać naszą wiedzę najlepiej jak potrafimy i poruszać wiele wątków. A przede wszystkim nie odpuszczać i bardzo szczegółowo podchodzić do tematu. W naszym odczuciu, każdy może zorganizować wesele, ale dobrze zorganizowane wesele musi być odpowiednio zaplanowane i skupiamy na tym uwagę uczestników naszych szkoleń. Cały czas rozszerzamy nasze szkolenia, podobnie jak wprowadzamy zmiany do podręcznika, który napisałyśmy dla naszych kursantów.
Rady dla przyszłych wedding plannerów…
Kamila: Jeśli marzysz o pracy na własnym warunkach, rozwijającej, bazującej na kontakcie z ludźmi, zacznij od zdobycia gruntownej wiedzy, buduj relacje biznesowe, śledź trendy, ucz się na własnych błędach i błędach innych, bądź zorganizowana i pracowita.
Anna: A kiedy już zostaniesz wedding plannerką, każdego dnia będziesz cieszyć się, że wykonujesz najwspanialszy zawód świata (śmiech)